W kwestii niewybuchów, na której kończył się ostatni fragment Kroniki czytamy jeszcze: Ostatni wypadek z Nakła miał miejsce 18. IX. 1955 r., gdy od niewypału zginął czternastoletni chłopiec, Eryk Woźnica.
W pierwszych latach po wojnie w niektórych rodzinach panowała bieda. Kobiety, których mężowie albo polegli, albo pozostawali w niewoli, czy też jeszcze z wojny nie wrócili, musiały się męczyć same i bohatersko zabiegały o wyżywienie swych rodzin. Wiele tutaj dobrego uczynił ks. Werner Szopa, który hojnie wspierał takie właśnie rodziny i zaskarbił sobie u nich wdzięczną pamięć. MJ dodaje: Szaty liturgiczne szyto z zebranych materiałów spadochronowych. Szyły Siostry Zakonne mieszkające u Państwa Mansfeld - ul. Ficha. Były to siostry ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanej Rodziny Maryi.
Wojna - jak już pisałem - osierociła wiele rodzin. Z moich prowizorycznych obliczeń wynika, że z samego Nakła poległo na wojnie, zaginęło na niej, albo zmarło w niewoli w Sowietach około siedemdziesiąt mężczyzn. Zadam sobie trud i na następnych kartach tej kroniki podam imienny i - o ile to możliwe - pełny spis wszystkich ofiar wojny.
Jak każda zresztą wojna, również i ta ostatnia przyniosła pewne moralne szkody. Stacjonujące na lotnisku wojsko niemieckie, a zakwaterowane we wioskach, przyniosło pewne rozluźnienie moralne wśród niektórych kobiet - o ile wierzyć niektórym starszym kapłanom, pamiętającym te czasy. Nie można również pochlebnie wyrazić się o niektórych mężczyznach. Ośmiu nie powróciło z wojny, albo z niewoli do żon, ale pozostało w Niemczech. Jeden nie wrócił z obawy przed karą, gdyż był SS.manem. Inni żyją w Niemczech z innymi kobietami na śluby cywilne. Nie można tego powiedzieć o ich żonach w Nakle. Wszystkie żyją tutaj uczciwie - samotne.
Aby dać pełny obraz parafii, trzeba by powiedzieć coś o narodowości tutejszych mieszkańców. Nie ulega wątpliwości, że ludność tutejsza jest pochodzenia polskiego, o czym świadczą nazwiska jak i jej mowa. Przecież - jeszcze wtedy nie było kościoła w Nakle - w Raszowej modlono się i śpiewano na nabożeństwach po polsku do 1. Września 1939 r., a więc do wybuchu wojny z Polską, kiedy to Hitler wyraźnie zabronił polskich nabożeństw. Kilkoro rdzennych Niemców - nauczyciele, leśniczy - uszli zaraz przed Rosjanami. Wprawdzie nacisk władz hitlerowskich spowodował, że w niektórych domach zaprzestano używać mowy polskiej, w większości jednak przetrwała ona do końca niemieckiego panowania. Wiele też zdziałały: szkoła i organizacje młodzieżowe - hitlerowskie, do których musiała należeć cała młodzież i dziatwa szkolna. W młodzież tą wszczepiano usilnie ducha niemieckiego.
C.d.n.